WERNISAŻ 08.06.2001

Najpierw obrona w galerii Art & Bussiness, potem u nas plakaty z pracy dyplomowej poznańskiej ASP Kuby Jankowiaka.

Poniżej mały tekst do wystawy autorstwa Kuby.

ARTYSTY P. ROZWAŻNIA O SZTUCE
(fragment)

"Sztuka wydaje mi się czymś z gruntu niebezpiecznym lub przynajmniej czymś,
czego nie należy pozostawiać bez nadzoru; artysta zaś, w swej esencji- istotą moralnie podejrzaną, która ma wszelkie szanse po temu, by źle skończyć." Glenn Gould.

Niebezpieczeństwo istnieje zawsze, jest produktem ubocznym procesu tworzenia. Trudno przewidzieć konsekwencje swojego działania. Naprawię zepsuty świat, lub choćby tylko siebie, czy dorzucę swoje śmieci na to już dawno przepełnione wysypisko? Na takie wysypisko trafia Sandy Bates w pierwszych scenach "Wspomnień z gwiezdnego pyłu". Sandy to- jak mówi twórca filmu Woody Allen: "...człowiek, który najwidoczniej przeżywa załamanie nerwowe i nie osiągnąwszy w życiu sukcesu, dochodzi do punktu, w którym zaczyna czuć się fatalnie." Co robić by jak najrzadziej trafiać w ten nieprzyjemny, czarno-biały, zaśmiecony pejzaż, bo mniej przygnębiających miejsc nie brakuje? Sandy to pierwszy z brzegu artysta. Dalej nazywać go będę Artystą P. (P. znaczy plastyk), przy czym materia ta posłuży mi do zobrazowania pewnych, bardziej ogólnych, "nietylkoplastycznych" sytuacji.
Wracając do śmieci- osobiście raczej nie oddzielam szkła kolorowego od białych słoików, ale jeśli w sklepie mam do wyboru plastikową torbę i torbę papierową, to choć świata tym nie zbawię, zakupy pakuję w tę drugą- przynajmniej szybciej się rozkłada i stosunkowo łatwo przetwarza, a co mi szkodzi. Tam gdzie jest człowiek, choćby nawet był Artystą- są i śmieci. Dobrze jest, gdy to co zostawiamy po sobie, jeśli nie przedstawia innej wartości- jest przynajmniej surowcem wtórnym, półproduktem podatnym na dalszą obróbkę. Można nad nim jeszcze popracować. Jeśli nie ja, może ktoś inny, korzystając z moich doświadczeń znajdzie technologię wtryskiwania idei w formę, która wytrzyma wewnętrzne i zewnętrzne naprężenia i nie pęknie pod naporem czasu. David Lodge- angielski prozaik powiedział, że pisanie powieści, to właściwie czytanie wciąż od nowa tekstu, który napisaliśmy do tej pory i nanoszenie nań poprawek. Wszelkie tworzenie to właśnie nanoszenie poprawek na istniejącą już formę, do której stelaż czasem robimy sami, a częściej kradniemy komuś, gdzieś po drodze. Tutaj uwaga, bo łatwo zacząć Sztukę plagiatu. Oby nasz udział w tej sztafecie był biegiem raczej na orientację, niż czwartym okrążeniem stadionu, choćby w najlepszym czasie. To nie jest wyścig z punktowanymi: trzecim, drugim i pierwszym miejscem, i z główną nagrodą: wpisem do historii sztuki i "Niech nam żyje".

"Sztuka znajduje swe usprawiedliwienie w wewnętrznym spalaniu, które rozżarza serce człowieka, a nie w swych publicznych, powierzchownych, zewnętrznych manifestacjach." mówi wielki samotnik Glenn Gould. "Samotność jest wstępnym warunkiem ekstatycznego doświadczenia...", a dalej nikt ci nie pomoże. Wszystkiego musisz nauczyć się sam. I nie ma w tych słowach zgorzknienia, czy żalu, raczej objawienie: "Zdobądźcie się na samotność, kontemplacja jest stanem łaski."

A wpływy z zewnątrz? Spokojna głowa, nawet jeśli wcale o nie nie zabiegasz, nawet jeśli jesteś bardzo "avant"- nie ominą i ciebie. To się nazywa tradycja , albo, jeśli wolisz mniej tradycyjne słowo: fascynacje. Czyli to wszystko, co cię otacza i niepostrzeżenie przenika do twojego Ja. Faktycznie- robisz z tego użytek dopiero wtedy, gdy jeszcze raz sam to wszystko przerobisz- na swój sposób. Możesz to nazwać wyważaniem już raz otwartych drzwi, ale trudno dziś znaleźć drzwi, przez które nikt wcześniej nie przechodził. Częściej zobaczysz kartkę z napisem "nie przeszkadzać "zawieszoną na klamce, albo usłyszysz "zajęte". Odchodzę od kolejnych drzwi i siadam na schodach miedzy piętrami, zmęczony tym szukaniem. Dochodzę do wniosku, że Nie ma już nowych tematów. Może jakiś się jeszcze znajdzie, ale stąd go nie widzę. Jeśli więc robić cokolwiek, sam temat nie ma większego znaczenia, jeżeli w ogóle ma. Jego rola nie jest z pewnością większa od innych środków stanowiących o dziele, jak technika, format czy miejsce ekspozycji. Żadna z tych rzeczy nie jest już polem do popisu dla rządnego emocji twórcy- odkrywcy. Określenie "technika własna" dawno straciło sens. A może masz "własny format"? Coraz trudniej też znaleźć dzisiaj własne miejsce. W tej niezbyt pociesznej sytuacji, wątpię czy uda mi się zrobić "cokolwiek własnego". Jeśli nie, a mimo to chęć tworzenia wciąż odczuwam, pozostaje jedynie zabawa w collage. Mieszanie doświadczeń, jak na palecie- barw, niestety już dawno nie podstawowych.

 


| finał wystawy troszkę się popsuł

Roman