WERNISAŻ 13.02.2001

A film toczy się niespiesznie...

Kiedy w Rejsie Maklakiewicz mówi, ze "w polskich filmach nic się nie dzieje", to zdanie to pasuje jak ulał do fotografii Ani Jóskowiak. W jej zdjęciach także nic się nie dzieje. Pozornie. Przecież po powierzchnią nic-nie-dziania kryją się całkiem ciekawe historie.

Anka pokazuje dwa cykle fotografii. Pierwszy to czarno-białe zdjęcia południowych miasteczek układają się w rodzaj filmowej narracji. Kolejne kadry opowiadają o życiu leniwym i całkiem przyjemnym. Białe dachy domów wypalone słońcem, prześcieradła porozwieszane na balkonach nie poruszane nawet tchnieniem wiatru, kontrastują z mrocznymi wnętrzami knajpek - ostoją chłodu. Na zdjęciach niemal nie ma ludzi. Być może schronili się w cieniu i odbywają sjestę. Na zdjęciach pojawiają się z rzadka. Jak stare kobiety siedzące na krzesełkach przed wejściem do domów, spędzają czas na plotkach. Tu wszyscy mają czas, niespiesznie toczy się życie. Aż zazdrość bierze, że nas tam nie ma.


Drugi cykl zdjęć zwraca uwagę niezwykłym wyczuciem koloru i formy. Tym razem Anka pokazuje detale - fragmenty banalnych przedmiotów: wiader, płotów. Jednak w jej kadrze tracą swoja dosłowność na rzecz płaszczyzny koloru. W jej śmiałym kadrowaniu, łamiącym konwencje poprawności fotograficznej jest coś z amerykańskiego hiperrealizmu. W jednej z fot linię horyzontu podkreśla rząd parasolek. Pod nimi siedzą grubawi turyści wpatrzenie w morze. Blisko tu do malarstwa Edwarda Hoppera z jego gładka fakturą i gwałtownym kontrastem barw. Zestawienia granatu nocy z bielą i czerwienią znaku drogowego, nieoczekiwana różowość desek. Aż dziw, że nasz świat może być tak kolorowy. W fotografiach Anki filmowość ujęć, ich zdolność do budowania narracji jest niezwykle ważna. Dzięki niej zdjęcia zachęcają do budowania również własnych fabuł. Poopowiadajmy zatem je sobie...

Marianna Michałowska (kurator wystawy)

 


| marianna pracuje z romanem w arsenale